Kandydat na premiera Serbii Miloš Vučević ogłosił skład nowego rządu, do którego wejść mają m.in. dwaj politycy objęci sankcjami USA, w tym odznaczany przez rosyjskie służby były szef serbskiego wywiadu. Parlament zagłosuje nad składem nowego rządu w środę.
Vučević ogłosił, że jego rząd będzie składać się z 25 ministerstw i pięciu ministrów bez teki. Najwięcej z nich wywodzi się z posiadającej w parlamencie większość Serbskiej Partii Postępowej (SNS). Dziesięć stanowisk ministerialnych obejmą kobiety.
Do serbskiego rządu wróci Aleksandar Vulin – były minister obrony i spraw wewnętrznych, były szef wywiadu Serbii, odznaczony przez Rosyjską Federalną Służbę Bezpieczeństwa (FSB) za „wyjątkowy profesjonalizm i wkład we współpracę służb serbskich i rosyjskich”.
W lipcu 2023 r. Stany Zjednoczone umieściły go na liście sankcyjnej za korupcję i udział w handlu narkotykami oraz powiązania z Rosją. W listopadzie tego samego roku polityk złożył rezygnację ze stanowiska szefa wywiadu, mówiąc, że „to Unia Europejska i USA chciały jego głowy jako warunku wstępnego niewprowadzania sankcji przeciwko Belgradowi”. Vulin ma zostać w przyszłym rządzie wicepremierem.
Ministrem bez teki zostanie z kolei Nenad Popović, kolejny polityk wpisany na amerykańską listę sankcyjną za kontakty z Rosją.
Nowym ministrem spraw wewnętrznych ma zostać obecny szef dyplomacji Ivica Dačić. Minister spraw wewnętrznych obecnego rządu – Bratislav Gašić – zostanie ministrem obrony. Polityką zagraniczną Serbii pokieruje natomiast Marko Djuurić – do niedawna ambasador Serbii w USA.
Posiedzenie Zgromadzenia Narodowego Republiki Serbii, na którym będzie omawiana kwestia wyboru nowego rządu, zaplanowano na środę o godzinie 12.00. Jedynym punktem porządku obrad nadzwyczajnej sesji parlamentu są wybory nowego składu rządu oraz zaprzysiężenie premiera.
W ostatnich wyborach parlamentarnych SNS zdobyła 129 mandatów w 250-osobowym parlamencie. 18 miejsc przypadło koalicjantowi postkomunistycznej Socjalistycznej Partii Serbii, na której czele stoi kandydat wspomniany Ivica Dačić.
Bliski opozycji liberalny serbski magazyn Vreme cytuje amerykańskiego eksperta z Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego. Paul McCarthy podkreślił, że w większości krajów Bałkanów nadal utrzymuje się silna orientacja prozachodnia, natomiast w Serbii obserwuje się tendencję odwrotną; rosną w tym państwie nastroje prorosyjskie, a poparcie dla członkostwa w UE spada.
Jak czytamy, z danych amerykańskiego Instytutu wynika, że poparcie dla UE w Serbii wynosi obecnie 40 proc., Rosja uznawana jest za najważniejszego partnera, a USA – za zagrożenie.
McCarthy wskazuje, że w porównaniu z poprzednim badaniem z 2022 roku w Serbii „poparcie dla orientacji prozachodniej i przystąpienia do UE jest jeszcze mniejsze”. Ocenił, że jest to “niepokojąca tendencja”.
– Serbia jest bardzo ważnym krajem i cały region nie może wejść do UE czy NATO bez obecności Belgradu. To największe państwo w regionie, jest ważne z gospodarczego i politycznego punktu widzenia i uważam, że wyrządzamy sobie krzywdę, pozostawiając Serbię na drugim planie. Chociaż są kraje, które idą szybciej, to myślę, że w dłuższej perspektywie nie da się tego osiągnąć, jeśli nie zostanie zintegrowany cały region – zaznaczył ekspert.
Badanie wykazało, że w Czarnogórze poparcie dla UE rośnie, ale poparcie dla NATO spada. Większość respondentów w tym kraju uznało USA za największe zagrożenie, a Serbię za najważniejszego partnera.
W regionie Bałkanów Stany Zjednoczone i instytucje zachodnie cieszą się największą sympatią w Kosowie i Albanii.
– Wiele osób w Bośni i Hercegowinie oraz Macedonii Północnej obwinia Zachód za inwazję Rosji na Ukrainę. Zachód zaczyna przegrywać bitwę o to, by Bałkany Zachodnie nie straciły wiary w proces integracji euroatlantyckiej – ostrzegł amerykański badacz.
MaH/belsat.eu wg PAP